Wpadła mi do rąk książka Jamesa Wallmana Rzeczozmęczenie. Jeszcze jej nie skończyłam. Ostatnio na kilkunastu co najmniej blogach czytałam o niej opinie. I wszystkie są takie same, że minimalizm, że po sprzątaj, powyrzucaj i będziesz szczęśliwy. A autor skupia się też na tym skąd wzięła się współczesna kultura kupowania i wyrzucania. I wcale nie namawia do minimalizmu, a nawet trochę go wyśmiewa.
Im więcej, tym gorzej
Zdaniem Wallmana nadmiar rzeczy to coraz częściej przyczyna depresji. Pracujemy więcej, by zarobić więcej i było nas stać na jeszcze więcej. I paradoksalnie coraz bardziej się zadłużamy. A przepracowany człowiek z długiem to idealny kandydat na kozetkę u psychologa.
Żyjemy w erze obfitości, ale podejmujemy decyzje, posługując się narzędziami psychiki, które powstały w czasach głodu.
Wallman próbuje wytłumaczyć kto i dlaczego wymyślił materializm, kapitalizm i całe to dążenie do posiadania jako odzwierciedlenie wyższego statusu społecznego. Pisze o tym jak producenci wpadli na to, by nasycony już rynek wciąż kupował rzeczy, które już mamy w swojej kolekcji. Rzeczy zaczęły się psuć (specjalnie) i wyglądały ładniej od ich poprzedniczek, a w konsumentach obudzono ogromne pragnienie posiadania i porównywania się z innymi. Wmawiano im (i cały czas się wmawia), że by być szczęśliwym muszą mieć to czy tamto. I to cały czas na wielu działa.
System, w którym żyjemy, wyprał nam mózgi do tego stopnia, że kiedy okazuje się, iż kupione rzeczy nie zaspokajają naszych pragnień, zamiast zrezygnować z kolejnych gadżetów, nadal uderzamy głową w ścianę, kupując ich jeszcze więcej.
3 sposoby na oszukanie materializmu
- Schowaj wszystkie swoje rzeczy do pudeł i worków. Każdego ranka wyciągnij tylko to, co jest Ci potrzebne.
- Udawaj, że Twoje mieszkanie jest mniejsze. Jeden pokój przeznacz na przechowywanie nieużywanych rzeczy. Jeśli po jakimś czasie przestaniesz tam całkiem zaglądać to znaczy, że możesz z nich całkiem zrezygnować.
- Zaproś do zabawy współlokatora, męża, siostrę. Codziennie chowajcie przed sobą dowolny przedmiot. Jeśli nie zauważyłeś jego braku – jest Ci niepotrzebny.
Pozbycie się niepotrzebnych rzeczy to zupełnie coś innego niż pozbycie się prawie wszystkiego (…) Ponieważ, mówiąc krótko przedmioty są użyteczne (..)
Wallman nie chce zrobić z czytelników minimalistów. Nawet trochę się z nich nabija, pisząc o tym jak prześcigają się w tym który z nich ma mniej rzeczy. 39,60,100 przedmiotów, które są niezbędne. Reszta w kosz.
Twierdzi, że minimalizm nie jest ideologią tylko przeciwieństwem materializmu i dlatego nie zyska poklasku wśród większej liczby osób. Opiera się na kontrastach i nie jest taki łatwy i przyjemny do wdrożenia w życie. A przecież wciąż dążymy do ułatwiania sobie codzienności. I to jest normalne i potrzebne. Tak jak rzeczy są nam potrzebne, tylko nie w nadmiarze.
Dlatego Wallman wymyślił coś zupełnie innego – przeżywanie zamiast kupowania. Skupienie się na doświadczeniach zamiast na kolejnych przedmiotach. W zasadzie to już zaczyna się dziać, jeśli by tak przyjrzeć się badaniom nad generacją Y.
Ale o tym następnym razem, bo dokładnie jeszcze nie doczytałam.
Byłam zajęta polowaniem na myszy w dziadowskim domu, ostatnimi ustaleniami z Robercikiem i dogadywaniem cyklinowania parkietu w salonie. O tym też innym razem.
// zdjęcie Daria Napriakhina
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz