Wesele. Rozradowany wujek przechadza się między stolikami z butelką bimbru. Głośno intonuje: Ajajajaj, życie to nie jest bajka. Do życia potrzeba kiełbasy i chleba, a ja mam same jajka. Chociaż weselni goście już dawno rozjechali się do domów, wciąż mam przed oczami entuzjazm malujący się na jego twarzy. Pewnie za sprawą procentów.
Ale nie tylko…
Pewnie cały czas słyszysz, że w życiu najważniejszy jest sukces zawodowy i prywatny. Że cały czas trzeba więcej, dalej i wyżej. Że działanie to jedyna słuszna droga. Że osiadanie na laurach jest dla mięczaków. Że każdy marzy o awansie. Bez względu na cenę.
No właśnie nie każdy.
A jeśli wystarczająco dobrze jest lepsze niż perfekcyjnie? A jeśli zamiast miliona monet okupionych nadgodzinami w pracy wolisz wolno sączyć kawę z termosu i rozmawiać o niczym ważnym?
Według dzisiejszej kultury jesteś przegrany. Nie masz za grosz ambicji. Jesteś leniem.
Dreptamy poboczem
Świat podporządkowany jest przedmiotom i to one dyktują współczesne reguły. Nikt nie akceptuje podejścia, w którym człowiek nie chce się ścigać i otwarcie mówi, że mógłby coś zrobić, ale teraz woli poczytać książkę. James Walmann nazywa to życiem w średnim tempie i porównuje do dreptania poboczem tuż obok trasy szybkiego ruchu jakim jest współczesny świat.
Idziesz w tym samym kierunku, co inni ale na swoich zasadach. Kupujesz to, czego aktualnie potrzebujesz. Wybierasz to, co ułatwi Ci życie albo sprawi Ci radość. A nie to, co rzekomo poprawi Twój status społeczny.
W życiu nie chodzi o drogie samochody, nieskazitelny wizerunek i dom, zagraniczne wakacje dwa razy w roku. W życiu chodzi o dobrą codzienność. O dobrego kompana. O kawę z mlekiem w niedzielny poranek. O zapach drożdżowego ciasta albo drożdżowej spalenizny. O spacer po lesie. O leniuchowanie wtedy, kiedy tego potrzebujesz. O pracę, kiedy jest na to pora. O szybkie powroty do domu. O oglądanie niezbyt mądrych filmów i czytanie bardzo mądrych książek. O rozmowy na żywo. O czas, który poświęcasz dla siebie i dla innych. O uwagę. I o zachwyt nad tym wszystkim.
O głośnie śpiewanie głupich piosenek na weselu. O dobre towarzystwo. I o dobry alkohol 🙂
// zdjęcie Annie Spratt
Hm. Przypomniało mi się, jak obiecałeś, że na mój wieczór panieński zabierzesz mnie na wino na planty. To zdecydowanie będzie mój idealny wieczór panieński (of course jeżeli już się ziści). Mi też karzą iść szybko, ale nie chcę. Czytam Pudelka i gadam o pierdołach. I jest idealnie !
PS: Za tysiąc złotych można kupić 1000 Fresco w Tesco na promocji. Wystarczyłoby na rok wieczorów panieńskich.
Marta, Fresco kosztuje złotówkę? Tyle wygrać!
Od razu widać, że byłam na mat-infie 😀