Na salonach #1

Zgodnie z zapowiedziami z przytupem rozpoczęliśmy remont salonu.

Etap 1: armagedon

Przez kilka popołudni (bo za coś trzeba żyć i remontować i do pracy chodzić) opróżniłam salonową meblościankę z wszelkich różności. Hitem było zdjęcie Stefana z lat bardzo szczenięcych (mały tłusty pulpet z obrażoną miną) wciśnięte gdzieś między starą butelka ruskiego szampana a ciężkie sztućce z rzeźbionym wizerunkiem buddy(!) na uchwytach.

Meblościanka następnie wylądowała z hukiem na trawniku przy akompaniamencie discopolowej pieśni Szwagra: “żono moja, serce moje. Jak ja umrę wszystko twoje”. Kunszt wokalny Szwagra zasługuje na słowo uznania. Aż dziw, że nie założył do tej pory kapeli podwórkowej i chałturniczo nie zabawia szerszej publiczności.

Okazało się, że za meblościanką majster-geniusz zamontował wielką paskudną rurę. Rura prowadzi do kominka piętro niżej i jest niczym niezabezpieczona. Wielka rura wychodząca z podłogi i chowająca się w ścianę z kominem na wysokości 1 m. Wspaniale.

Etap 2: Pot, łzy i nagie ściany

Za sprawą Stefana w upalne sobotnie przedpołudnie zniknęła ze ściany fototapeta. Wyblakły wytwór przywieziony przez Teścia w latach świetności. Absolutny modowy hit późnych lat 80. Obecnie szkarada, która skutecznie straszyła przybyłych gości i domowników.

Zniknęły żeliwne grzejniki zostawiając po sobie smutną smugę czarnej mazi na parkiecie. Stefan twierdzi, że to woda, ale ja i tak wiem swoje. Zza grzejników usunięte zostały też maty odbijające ciepło.

Na miejsce starych grzejników Stefan razem ze Szwgrem zamontował nowe, stalowe. Oczywiście nie obyło się bez wymiany części rur, kilku dziur w ścianie, urwania gwintownicy i całego steku wyzwisk pod adresem instalacji. Moim zdaniem nazywanie “skurwysynem” rury w kotłowni jest bezpodstawne, ale co ja się tam znam ….

Co dzieje się jak zostawi się w domu dwójkę chłopców wyposażonych w szpachelki?

Malownicza mgła unosząca się wszędzie.

Stefan zarzekał się, że skrobanie ścian to nie jego bajka. Kupił do tegoż maszynę przypominającą trochę odkurzacz z Mango. Nie zdała egzaminu, więc szanowny Mżonek przeprosił się ze szpachelką i razem ze Szwagrem wyczyścił salonowe ściany ze starych farb. Do gołego tynku. Wszędzie kurz, gruz i ubóstwo.

Kolejnym krokiem było zatapianie siatki, szpachlowanie i gipsowanie ścian. A także wykonanie zabudowy tej paskudnej rury od kominka. Na zabudowie kiedyś pojawi się kamień dekoracyjny. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Na tym salonowe prace utknęły. Bo przyszła kolej na kuchnię. Mam wrażenie, że Stefan nie spocznie póki nie rozwali wszystkiego, co można rozwalić. A demolka idzie mu świetnie.

Co jeszcze nasz czeka w salonie?

  • skończenie zabudowy rury od kominka (płyty karton-gips, izolacja watą szklaną i później obudowa kamieniem dekoracyjnym, wykonanie półek)
  • szlifowanie gipsów i malowanie ścian
  • montaż lamp i kontaktów
  • cyklinowanie i lakierowanie parkietu, miejscami trzeba go też nieco dołożyć
  • zakup i złożenie mebli (jak już ustalimy co kupujemy. Za nami kilka wycieczek do sklepów meblowych, z których nie wynikało kompletnie nic).
Olga Opublikowane przez:

Żona Stefana. Niespełniona artystka która ostatecznie stwierdziła, że jest stworzona do poważniejszych celów (remontu?), niż malowanie portretów przechodniów na krakowskim rynku. Kocha gotować i spać.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *